Saturday, September 23, 2006

.

patrze na zegarek- 6:27. a ja nie spie.
:D

znowu.
wlasnie do domu powrocilam. nie z tarcza,nie na tarczy,a z kijem treningowym w reku,ktory jak sie okazalo przydatny w drodze powrotnej byl,bo pewien pijany mlodzieniec chcial sie zapoznac,lecz niestety puknelam go niczym czarodziejska rozdzka delikatnie owym kijaszkiem w glupi ogolony leb. na moje szczescie wacpan byl na tyle pijany, ze niczym zaczarowany po owym puknieciu usiadl na kolanach i chyba zapadl w drzemke. :D letarg...? ;)

swoja droga, Krakow jednak ladniejszy o swicie,gdy cichy jeszcze i malo smierdzacy, a szczegoly architektury i smieci rozplywaja sie przed oczami przechodnia w niklym swietle wschodzacego slonca.

zasnac nie zasne, wiec wracam do swoich zabawek :)